Niedziela o Sądzie Ostatecznym
Niedziela o Sądzie Ostatecznym nazywana niedzielą mięsopustną, określana jest tak dlatego, że wierni od tego czasu aż do Paschy – Zmartwychwstania Pańskiego nie spożywają pokarmów mięsnych. Określenie „Niedziela o Sądzie Ostatecznym” wskazuje na Ewangelię o sądzie nad żywymi i umarłymi (Mt 25,31-46):
” Syn Człowieczy (…) oddzieli jednych [ludzi] od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie. Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie. Na zdziwienie ludzi, że przecież niczego takiego nawet nie mieli oni sposobności uczynić Chrystusowi, otrzymają odpowiedź: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili. Tym natomiast, którzy wszystkiego tego nie uczynili, Sędzia oświadczy: Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! (…) I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego.
Obraz końca świata i Sądu Ostatecznego zainspirował wielu artystów i pisarzy do przedstawienia, pełnych grozy, scen gniewu Bożego i ludzkich męczarni. W przeszłości zdarzały się czasy, kiedy myśl o sądzie Bożym odgrywała rolę hamulca i straszaka, powstrzymywała ludzi od przekraczania granicy tego, co dozwolone. Jednak obecnie nawet najbardziej pobożni ludzie raczej nie wyobrażają sobie Sądu Ostatecznego dosłownie tak, jak go opisał Ewangelista. Niemniej jednak „Nowy Testament”, powściągliwy w kwestiach eschatologii, w opisie Sądu Ostatecznego jest kategoryczny i wyraźny. Zresztą, nawet rozum i sumienie podpowiadają nam, że bez ostatecznego rozrachunku i podsumowania, idea sprawiedliwości byłaby fikcją i nawet moralność nie miałaby znaczenia. Skoro w tym świecie wszystko odbywa się na odwrót: zło i kłamstwo zwyciężają, a dobro i prawda przegrywają, to powinna być jakaś końcowa sprawiedliwość. Skoro Bóg czy jakaś inna Istota albo Rozum, w jakimś celu stworzyły świat i człowieka, szczodrze go obdarowując i wyposażając, to Stwórca i Gospodarz powinien kiedyś przyjść, aby zażądać sprawozdania z tego, co w tym świecie uczyniliśmy, jak wykorzystaliśmy powierzone nam skarby ciała, ducha i duszy. Bez wiary w taki porządek, nasze życie nie miałoby głębszego sensu i prawdziwej wartości. A z drugiej strony, czyż Wszechmogący i Miłosierny Bóg nie mógł wymyślić lepszego finału niż podział na zbawionych i potępionych? Czyż wieczne potępienie za ziemskie, czyli czasowe grzechy nie jest nadmiernie surową karą? A jeszcze z innej strony, kto śmiałby spodziewać się, a tym bardziej żądać, aby wszystkich ludzi spotkał jednakowo szczęśliwy los, niezależnie od ich stosunku do Boga i do swego życia? Św. Bazyli Wielki (329-379), który szeroko opisywał bezpośredni związek śmierci i sądu z grzechem pierworodnym, twierdził: „Życiem jest Bóg, pozbawieniem życia jest śmierć. Adam, oddalając się od Boga zgotował sobie śmierć. Nie Bóg zgotował śmierć, ale my sami”.
Jednak ostateczny wyrok ma ogłosić nam właśnie Ten łagodny, cichy i miłosierny Jezus Chrystus, nasz Pasterz i Zbawca. Jemu Bóg powierzył sąd na ludzkością. W „Ewangelii” czytamy: Ojciec bowiem nie sądzi nikogo, lecz cały sąd przekazał Synowi, aby wszyscy oddawali cześć Synowi, tak jak oddają cześć Ojcu. Kto nie oddaje czci Synowi, nie oddaje czci Ojcu, który Go posłał (J 5, 22-23). Jeżeli mamy stanąć przed obliczem Chrystusa, to jakże możemy Go nie szanować? Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto słucha słowa mego i wierzy w Tego, który Mnie posłał, ma życie wieczne i nie idzie na sąd, lecz ze śmierci przeszedł do życia (J 5, 24). A jeżeli ktoś posłyszy słowa moje, ale ich nie zachowa, to Ja go nie sądzę. Nie przyszedłem bowiem po to, aby świat sądzić, ale aby świat zbawić. Kto gardzi Mną i nie przyjmuje słów moich, ten ma swego sędziego: słowo, które powiedziałem, ono to będzie go sądzić w dniu ostatecznym (J 12, 47-48). W Swej przypowieści o talentach Chrystus przepowiedział, że zły sługa będzie osądzony na podstawie jego własnych słów (Łk 19; 22). Życie wieczne oczekuje tych, którzy uwierzyli w Chrystusa teraz i tych, którzy przyjęli Jego obietnicę w przeszłości. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, że nadchodzi godzina, nawet już jest, kiedy to umarli usłyszą głos Syna Bożego, i ci, którzy usłyszą, żyć będą. Podobnie jak Ojciec ma życie w sobie, tak również dał Synowi: mieć życie w sobie samym. Przekazał Mu władzę wykonywania sądu, ponieważ jest Synem Człowieczym. Nie dziwcie się temu! Nadchodzi bowiem godzina, w której wszyscy, którzy spoczywają w grobach, usłyszą głos Jego: a ci, którzy pełnili dobre czyny, pójdą na zmartwychwstanie życia; ci, którzy pełnili złe czyny – na zmartwychwstanie potępienia (J 5, 25-29). Wówczas będą tylko dwie kategorie ludzi. Nie będzie biednych ani bogatych, wykształconych i analfabetów, ludzi kulturalnych i grubiańskich. Będą sprawiedliwi i grzeszni, zbawieni i potępieni.
Ewangeliczne czytanie tej niedzieli wskazuje na kryterium, według którego ludzie będą sądzeni. Tym podstawowym kryterium jest czynna, praktyczna miłość chrześcijańska. Nie mamy wpływu na globalne zjawiska, ale każdy z nas jest odpowiedzialny za pewną cząsteczkę Królestwa Bożego, za tych głodnych, spragnionych, bezdomnych i uwięzionych, którzy są obok nas, dosłownie na wyciągnięcie ręki. Możemy nigdy nie mieć możliwości uczynić czegoś wielkiego, dla dobra całej ludzkości, ale wszystko, co uczynimy jednemu z naszych bliźnich, to tak, jakbyśmy to uczynili Samemu Chrystusowi (Mt 25,29). W przeddzień, w sobotę mięsopustną, Cerkiew zanosi modlitwy za zmarłych, zwłaszcza tych, którzy odeszli nagle, bez skruchy. Tym samym Cerkiew przypomina nam o obowiązku pamiętania o wszystkich zmarłych i o tym, że nieznane są okoliczności, czas i nasz los po śmierci. Bóg, mimo że jest nieskończenie Dobry i Miłosierny, jest także sprawiedliwym Sędzią, który oceni życie każdego człowieka, pobłogosławi tym, którzy żyli pobożnie, i potępi grzeszników. Tym samym Cerkiew wzywa ludzi do skruchy w obliczu niechybnej śmierci i do wypełnienia Bożych przykazań.
Dni w których modlimy się w Cerkwi za zmarłych:
Trzeciego dnia po śmierci człowieka,
Dziewiątego dnia,
Czterdziestego dnia,
W rocznice,
W niedzielę mięsopustną – 8 dni przed początkiem Wielkiego Postu,
W 2,3 i 4 sobotę Wielkiego Postu,
W Troicką Sobotę, przed Świętem Pięćdziesiątnicy,
Na Radonicę, 9 dzień po Wielkanocy.
W Dymitrewską Sobotę, przed Świętem Św. Męczennika Dymitra Sołuńskiego.
W każdą sobotę tygodnia.
Ale przede wszystkim podczas każdej pełnej Świętej Liturgii, kiedy odbywa się Święta Eucharystia. Dniem poświęconym szczególnej modlitwie za zmarłych jest ww. sobota. Jeszcze przed początkiem. właściwego nabożeństwa wierni podają kapłanowi karteczki (tzw. zapiski) z imionami zmarłych. Te imiona są wyczytywane głównie podczas proskomidii, wstępnej części Świętej Liturgii, kiedy za każdego z osobna kapłan wyjmuje cząsteczki z prosfory i pod koniec nabożeństwa opuszcza je do Czaszy (kielicha) ze słowami: „Odmyj, Hospody, hrichy zdi pomynawszychsia Krowiju Twojeju czestnoju”. (Obmyj, Boże, grzechy tu wspomnianych Najświętszą Krwią Twoją). Z dawien dawna w Cerkwi prawosławnej używane są tzw. pomiannyky, książeczki z tekstem molebna za żywych i panichidy – za zmarłych. Zawierają one czyste kartki do wpisania na nich imion bliskich i znanych nam osób – żywych i umarłych. Oprócz modlitwy w cerkwi, można i należy wspominać zmarłych w swych codziennych, domowych modlitwach. Do 40. dnia po śmierci wskazane jest codziennie czytać przynajmniej pewien kolejny fragment Psałterza. Jakkolwiek, zgodnie z nauczaniem Cerkwi prawosławnej, w 40. dniu po śmierci odbywa się indywidualny sąd nad człowiekiem i zasadniczo zostaje określony pośmiertny udział duszy, to los tych, którzy w większym lub mniejszym stopniu zostali potępieni, może ulec zmianie na lepsze dzięki wstawiennictwu bliskich i całej Cerkwi Chrystusowej. To dlatego umarli potrzebują naszych modlitw i dobrych uczynków, które mogą pomóc zmarłym, mogą przynieść im „ulgę”.
Do modlitwy za zmarłych powinno nas skłaniać poczucie nieodwracalnej straty. Bez tych wszystkich ludzi, którzy niedawno nas opuścili, czujemy się ciągle osamotnieni, często smutni i niepocieszeni. Mamy wiele wspomnień związanych z nimi, pamięć czasu spędzonego z nimi i wspólnych przedsięwzięć. Jednakże to nie powinno służyć rozdrapywaniu na nowo naszych ran. Ta bezustanna pamięć winna uświadamiać nam ich stałą obecność. O zmarłych pamiętamy także w przeświadczeniu, że u Boga „wszyscy są żywi”. Zmarli są Cerkwią „tryumfującą”, natomiast żywi – „wojującą” lub „pielgrzymującą” na ziemi. Jedni i drudzy stanowią całość i jedność. Łączy ich jedność współodpowiedzialność za siebie nawzajem. Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc, i w śmierci należymy do Pana (Rz 14,7-8). Nikt też sam nie będzie zbawiony. Istnieje głęboka więź pomiędzy dwiema formami naszego istnienia. Nieustannie w nasze życie wkracza życie innych: w to, co myślimy, mówimy i czynimy. I na odwrót, nasze życie wkracza w życie innych: zarówno w złym, jak i w dobrym. Modlitewne wstawiennictwo za drugiego człowieka jest więc czymś zupełnie naturalnym także po śmierci. W splocie istnień, nasze podziękowanie, nasza modlitwa za zmarłych mogą stać się pewnym etapem ich oczyszczenia i usprawiedliwienia. Nie sprawimy, że ich los diametralnie się odmieni bez względu na to, jak żyli w doczesnym życiu, ale możemy wesprzeć ich i przynieść ulgę oraz okazać im wsparcie w oczekiwaniu na dopełnienie się dziejów, kiedy Bóg będzie: wszystkim we wszystkich. W tym ostatecznym spotkaniu z Bogiem poznamy w pełnym wymiarze dobroć i miłość, jaką Bóg nas obdarzał przez całe życie. Z przerażeniem także ujrzymy własną bezmyślność, zatwardziałość serca, bezduszność wraz z całym naszym egoizmem. Spadną wszystkie maski, za którymi się skrywaliśmy. To będzie bardzo bolesne przeżycie i przeszyje nas ono jak ognista strzała. Pojmiemy nagle, kim mogliśmy być, a kim tak naprawdę byliśmy.
Opowiadanie o Sądzie Ostatecznym mówi nam o chrześcijańskiej miłości. Nie każdemu z nas dane jest pracować na rzecz całej ludzkości, ale każdy otrzymał dar i łaskę miłości Chrystusowej. Wiemy, że wszystkim ludziom potrzebne jest uznanie ich osobistej, niepowtarzalnej duszy, w której całe Boże stworzenie odbija się w szczególny sposób. Wiemy także, że na świecie są chorzy, głodni, zniewoleni i nieszczęśliwi, bo w swoim czasie odmówiono im miłości. I wreszcie wiemy, że jakkolwiek nasze możliwości są ograniczone i mizerne, to każdy z nas niesie odpowiedzialność za cząstkę Królestwa Bożego mianowicie dlatego, że dysponujemy darem Chrystusowej miłości. Tak więc, będziemy osądzeni za to, czy wzięliśmy na siebie tę odpowiedzialność, czy przejawiliśmy miłość, czy jej poskąpiliśmy. Chrystus mówi, że wszystko co uczyniliście jednemu z braci Jego mniejszych – Mnie uczyniliście (Mt 25, 40).
Zwróćmy uwagę na to zdziwienie królewskim wyrokiem zarówno ze strony sprawiedliwych, jak i grzesznych. Zdziwienie sprawiedliwych prawdopodobnie oznacza, że czyniąc dobro nie liczyli oni na jakąkolwiek nagrodę. Co więcej, nie stanęli oni przed Sądem Bożym by pochwalić się swymi zasługami. Rzecz w tym, że na niebo nie da się „zasłużyć”. Niebo to podarunek, jednak nie w tym sensie, że nic ono nie kosztuje i można na nie bezczynnie oczekiwać. Choć za każdą dobroczynnością stoi Bóg, jednak to nie wyklucza naszej twórczości, inicjatywy i wysiłku. Kiedy nasza kreatywność, talenty, zdolności i uczucia stają w służbie innym, bez samozachwytu i pychy, to znaczy, że działa w nas Duch Święty. Jest to bodaj jeden z największych paradoksów chrześcijaństwa: ludzie są całkowicie zależni od Boga i jednocześnie są całkowicie wolni.
Można sądzić, że wśród mnóstwa sprawiedliwych będzie wielu niechrześcijan. Gdyby wszyscy byli chrześcijanami, to na pewno słyszeliby oni tę ewangeliczną opowieść o Sądzie Ostatecznym. Powinni byliby wiedzieć, że służąc człowiekowi, służą Chrystusowi. Na tej ziemi Bóg przychodzi do nas przeważnie w osobie innego człowieka. Tak jak Jego Objawienie się w świecie dokonało się za pomocą człowieczeństwa Jezusa, tak i tym miejscem spotkania człowieka z Bogiem jest człowiek. Nieważne, czy kochamy go, czy nie, jednak zawsze dostrzegajmy człowieka w potrzebie. Rozejrzyjmy się wokół siebie. Z pewnością znajdzie się ktoś, komu jest potrzebna pomoc i tę przysługę my możemy mu wyświadczyć.
BMP w Lubinie.
Źródło: Art. Sąd Ostateczny – o.Konstanty Bondaruk, 01 marca 2019